Zorza.

Chanell

Klacz otworzyła oczy, uniosła łeb, powracając do pierwotnej pozycji. Weszła do wody, głębiej. Jej duszę, oblegały myśli, pytania bez odpowiedzi. Zrezygnowana, usiłowała przegonić je, daremno. Kogo ona chce oszukać?

Seiguento

Trącił chrapami zimną niczym lód powierzchnię wody. Co dziwne, sprawiło mu to radość. Prawda, nie mógł się tego napić, czy też czerpać inne korzyści, lecz dreszcze wywoływane przez chłód były niezmiernie sycące. Podrzucił łbem, a niewielkie krople poderwały się do góry. Zamoczone końcówki grzywy stwarzały kolejne cząsteczki, spływające teraz po jego piersi. Skubnął się w nią.
Gdzieś z oddali dobiegał go odgłos przemierzanej cieczy, lecz nie miał ochoty spoglądać kto go wywołuje. Najprawdopodobniej ktoś ciemny jak noc, więc i tak go nie ujrzy. Tylko on był tak widoczny.

April Moon

Siwka przykłusowała zgrabnie na te tereny. Zarżała głośno, dając znać o swojej obecności. Z daleka dostrzegła ogiera tej samej maści i skierowała się ku niemu.
- Witaj. - powitała go swym na pozór chłodnym tonem. Machnęła kilka razy ogonem.

April Moon

Zniecierpliwiona klacz popatrzyła wyczekująco na obcego ogiera i machnęła kilkakrotnie ogonem, jednocześnie rozsiewając intensywny zapach rui.

Seiguento

Odwrócił nieznacznie łeb. Hm, wreszcie ktoś bardziej towarzyski. Szczerze to nawet nie poczuł zapachu rui. Nigdy nie robił tego, więc co miał się przejmować. Zawsze wolał likwidować pokusy, a nie im ulegać. - Ohayo. - Odparł. Wiatr delikatnie zwiał zapach siwej w inną stronę, teraz nie było szansy, by choćby się domyślił. Płeć przeciwna? Równie dobrze mógłby interesować się każdym.
Trzepnął ogonem po nodze. Jakim cudem o tak później porze owady wciąż atakują? Zacisnął mocniej zęby. A już cieszył się nadchodzącą zimą.

April Moon

- Jak cię zwą, nieznajomy? - zapytała swym spokojnym, melodyjnym głosem, lustrując wzrokiem ogiera. Zastanawiała się, od jak dawna jest w krainie, wcześniej chyba go nie widziała.

Alguien

Błąkając się tak po wielu miejscach, a poszukwaniem czegoś, co mogło zwrócić jego uwagę, trafił tutaj. Zaczął dyskretnie się rozglądfać po okolicy, wzrok zatrzymał na swe matce. Lekko był zdziwiony, ona i inny. Ale po chwili stwierdził, że nie wszystko musi tak wygladać. Nie miał zamiaru im przeszkadzać, stanął w wodzie.

Seiguento

Zauważył jakiegoś wyrostka, jednak co go on obchodził. Przeniósł wzrok bez wyrazu na siwkę. Co tu kryć, całkiem podobna maść do jego. Jednak reszta zupełnie inna. Rozmiary? Nie do porównania. Charakter? Tego jeszcze nie zna. Jednak wątpliwe, by się zgadzały. - Kobiety mają pierwszeństwo. - Powiedział unosząc wyżej łeb. Spoglądał na nią z góry. Nie miał zamiaru pierwszy zdradzać swego imienia, możne nie miał zamiaru wcale. Ah, kto go zrozumie?

April Moon

- Zazwyczaj zwą mnie April. - można było zauważyć, że podkreśliła pierwsze słowa, dając do zrozumienia, że nie jest to jej prawdziwe imię. Popatrzyła na źrebię, nie dając jednak po sobie poznać, że rozpoznaje w nim swojego syna. Parsknęła.

Seiguento

- A do mnie zazwyczaj wcale się nie zwracają. - Odparł. Stara się przed nim coś zagrać, proszę bardzo, chętnie wpasuje się w tło. Nie potrafił szanować koni, pragnących ukryć swe prawdziwe dane. On mógł go wcale nie zdradzać, jednak nie było to przecież kłamstwem. Co najwyżej wymigiwanie się od jakiejkolwiek odpowiedzi. To już inna bajka.
Podszedł bliżej, do brzegu. Fale podmywały jego olbrzymie kopyta, swymi słonymi wodami. Miał już je zmoczone aż po koronkę.

April Moon

- Jak więc mówi ten, który nie mieści się w regułce: zazwyczaj? - zapytała, a kąciki jej pyska uniosły się ledwo zauważalnie ku górze. Ta rozmowa wydała jej się zabawna.
- Midnight April Moon. - mruknęła tak, że choć ogier powinien usłyszeć jej słowa, istniała druga możliwość. Zorientowała się, że to właśnie o to mu chodzi. Skoro chciał wiedzieć, jak ma na imię, powiedziała mu. I tyle.

Alguien

On jedynie ich obserwował. Zazdrosny o matkę? Może i gdzieś głęboko, zbudziła się mała cząstka zazdrości, lecz nie dawał tego po sobie poznać. Machnął porywczo ogonem, zaczął iść głębiej. Dostrzec można było jedynie jego łeb nad tafla wody.

Seiguento

- Seiguento. - Rzekł. Nie miał nawet odrobiny ochoty, by bawić się w szczeniackie gierki. Odpowiadał na pytania. Taki styl życia. Co dziwne nawet gdy kogoś zabijał, potrafił odpowiedzieć na to, czemu to robi. Zazwyczaj ofiara doznawała szoku, od jego powodu. Przynajmniej mniej bolało.
Uniósł wyżej pysk, przyglądając się zorzy. Czemu świeciła już tak długo? Zagadka. Zauważył uśmiech klaczy, niemalże kpiący. Niech myśli co chce, nikt tego nie zabroni. Jednak ocenianie po pozorach jest aż zanadto płytkie.

April Moon

April skinęła głową, spod przydługiej już grzywki obserwując bacznie nieznajomego. Rozmowa coś im się nie kleiła - widać charakterem nie byli dobrze dobrani. No, ale jak już się coś zaczęło, trzeba ciągnąć dalej. Klacz nie zamierzała wycofywać się z planu pogawędki.
- Samotnik? - zapytała, potrząsając lekko łbem.

Seiguento

- Dopiero co przybyłem. - odparł. Dziwne by było, gdyby od razu pchał się do jakiegoś stada. Ale tutejszym nic nie odpowiadało. Samotnik? Cienias. Zgłasza się dopiero przybywszy do stada? Słabe ogniwo.
Machnął znudzony ogonem. W sumie zawsze taki był. Uniósł delikatnie pysk w górę, a grzywka bajecznie zasłoniła mu widok. Skierował uszy w stronę nieba. Była to u niego oznaka dobrego humoru.
- Wybacz, jednak muszę już iść. - rzucił spokojnie. Kątem oka na nią zerknął. Wyszedł powoli z plaży.