Prerie

Brazil

-Owszem. - Odparł i spojrzał na Reinę. - A Ty? - Zapytał po chwili. Westchnął.

Reina

Tak. W takim razie był to ten sam koń.
-Jak na razie samotnie przemierzam tą krainę- odparła głosem bez żadnego wyrazu.

Brazil

-A zamierzasz kiedyś dołączyć do któregoś ze stad? - Zapytał trochę obojętnie. Odrzucił na bok grzywkę.

Reina

-Być może znajdzie się takowe stado. Pożyjemy, zobaczymy- odparła ponuro.

Brazil

Pokiwał głową ze zrozumieniem. - Skąd wzięłaś się w tej krainie? - Spytał.

Reina

Moja historia jest na tyle długa, że z pewnością nie chciał być jej słuchać- rzuciła obojętnie.

Virginne

Tegu było już za wiele. Walnęła kopytem w ziemię wydając z siebie głuche rżenie. - Jednak chodźmy stąd. - prychnęła do Tv.

Brazil

Parsknął. - Mam dużo czasu. - Powiedział. - Do niczego cię nie zmuszam, jeśli nie chcesz, nie mów.

Reina

-Skoro masz czas, to czemu nie- stwierdziła beznamiętnie. Zaczęła przypominać sobie przeszłość.- Może się zdziwisz, ale pochodzę z dobrego stada. Stada, które za najwyższą wartość uznawało pomoc innym itp głupie sprawy. Jak ja tego nie cierpiałam. Cóż od zawsze byłam ,,nienormalna". Ale jak dla mnie ta "nienormalność" jest całkem normalna... Ale mniejsza z tym. Kiedy moja stado wyruszało na kolejną "akcję" pomocy. Ja zapuszczałam się na tzw przeklęte tereny. Mieszkały tam konie takie jak ja. Kochające krzyk swych ofiar... Właśnie dzięki ich pomocy udało się, że tak powiem zakończyć działalność mojego "kochanego" stada. Po tym incydencie odłączyłam się od moich hmm "towarzyszów broni" i wyruszyłam zacząć nowe życie. Odnaleźć nowych znajomych, którzy mają podobny charakter do mnie. Jak widać tu ich nie brakuje- zaśmiała się ponuro.- A może teraz ty powiesz co nieco o sobie?

Brazil

-Ładna historia. - Odpowiedział. - Moje stado miało zasady. - Zaczął swoją opowieść. - Uważali się za lepszych od innych. Mieli swoich szpiegów wszędzie, w każdym innym stadzie. Zabijali. Pewnego dnia strąciłem ze złości ze skały mojego kuzyna. Zginął. Moja rodzina to widziała. Wiedziałem, że by mnie znienawidziła. Wziąłem nóż i urządziłem w stadzie krwawą masakrę. Zostawiając za sobą wszystkie wspomnienia, uciekłem. Podróżowałem tydzień, aż w końcu dotarłem tutaj.

Reina

-Ciekawa historia. Cóż twoje stado było zupełnie inne od mojego, ale i tak podobnie skończyło- uśmiechnęła się ponuro.

Brazil

-Tutaj prawie każdy uciekł od stada, albo od stadniny. - Stwierdził. Westchnął głęboko.

Reina

-Ta kraina to w pewnym sensie schronisko dla zagubionych koni, które pewny etap życia mają już za sobą- stwierdziła. Cicho westchnęła.

Brazil

-Tak. tutaj mogą zacząć życie od nowa. - Powiedział. - Lub zakończyć je w sali tortur. - Dodał, uśmiechając się kpiąco.

Reina

-To prawda. Doszły mnie słuchy, że masz już dwie ofiary na koncie- stwierdziła. Na jej "twarzy" nie wiedzieć czemu pojawił się uśmiech.